Są takie momenty w życiu przyszłej nauczycielki, kiedy człowiek snuje wizję idealnej lekcji. Ciepłe słońce, dzieci siedzą grzecznie na kocykach, jedzą zdrowe przekąski, a Ty – cała na biało, z książką o motylach – mówisz coś mądrego o fotosyntezie. I nagle BAM! Wracasz do rzeczywistości: Antek ma truskawki we włosach, Zosia właśnie przytula dżdżownicę, Franek wylał kompot na planszę edukacyjną, a Karolina całuje ropuchę, bo to na pewno książę. Tak właśnie wygląda piknik z klasą. Ale niech Cię to nie zrazi – to jedno z najfajniejszych edukacyjnych doświadczeń, jakie można zorganizować. A jako mama, która sama organizuje takie wyjścia prywatnym dzieciom, oraz mama dzieci jako opiekunka na takich wydarzeniach, mogę już co nieco o tym powiedzieć.
Po co w ogóle piknikować z uczniami?
- Bo
dzieci to dzikie stworzenia – potrzebują powietrza, przestrzeni i okazji,
żeby przez chwilę nie siedzieć w ławkach jak sardynki w puszce.
- Bo
integracja –
niewiele rzeczy łączy klasę tak, jak wspólne jedzenie, bieganie za frisbee
i paniczne unikanie mrówek.
- Bo
nauka na świeżym powietrzu działa lepiej – serio! Tlen + słońce + brak dzwonka = cud.
- Bo
dzieci zapamiętują emocje, nie tabelki – a emocje z pikniku będą bogate i intensywne.
Od „ale super!” do „czy ta osa mnie obserwuje?!”.
- Bo
dzieci uczą się w ruchu – udowodnione już zostało, że system „ławkowy”,
czy „tablicowy” jest dużo mniej skuteczny niż choćby nauka w ruchu, w
grupach, bo nikt nie wytłumaczy tak dobrze, czemu osa żądli, a pszczoła
nie, jak rówieśnik, który już kiedyś tego doświadczył.
- Bo
nauka przez doświadczenie pozwala naprawdę doświadczyć – przytulić drzewo – o jakie to
przyjemne, a przy okazji ręką, policzkiem doświadczę, że buk jest
gładziutki, a wierzba przyjemnie podrapie – takiej lekcji nie da się
zapomnieć.
Piknikowy niezbędnik nauczycielski
(czyli co wrzucić do plecaka, bo i tak się przyda)
- Koc.
Najlepiej taki, co nie chłonie wszystkiego jak gąbka (dzieci, w
przeciwieństwie do reklam, naprawdę rozlewają wszystko), albo który można
wrzucić do prania.
- Apteczka
– z plastrami, środkiem na ukąszenia i poparzenia i tabletką na ból głowy
(Twoją, nie dziecka). ;)
- Chusteczki
– mokre, suche, do łez wzruszenia i potu paniki.
- Worek
na śmieci – bo natura naturą, ale po nas niech będzie czysto.
- Gwizdek
– nie, nie żartuję. Działa lepiej niż „Wracamy, kochanieńcy!”.
- Krem z
filtrem. Tak, również dla siebie. Zwęglona przyszła nauczycielka to nie
jest ten wizerunek, który chcesz promować.
- Zapas
wody i baton „na czarną godzinę” – bo jeśli ktoś zapomni przekąsek,
zgadnij, kto będzie musiał się podzielić.
Co dzieci powinny zabrać? (czyli
lista pod tytułem: „a ja nie wiedziałem!”)
- Butelkę
wody – nie zielonej, nie różowej, nie z brokatem. Po prostu wodę. Bo
soczek skończy się po dwóch minutach.
- Czapkę
– żeby nie smażyli główek jak naleśniki.
- Kanapki
– najlepiej te ulubione, albo jeszcze lepiej składniki na kanapki, żeby
uczniowie mogli sami przygotowywać i dzielić się „o fuj, mama mi
zapakowała awokado! Kto się wymieni na ogórka?”
- Owoc –
jabłko, winogrona, arbuz truskawki, borówki, banany… no nie, nie ma
owoców, które nie zejdą podczas pikniku, jak nie dzieci, to mrówki, albo
ptaki będą chętne.
- Kocyk –
niech mają na czym siedzieć, a nie potem na Twojej bluzie.
- Worek
na śmieci i/lub „skarby z natury” – dzieci przynoszą wszystko: od liścia
po martwego świerszcza (true story).
- Krem z
filtrem (i błagalne spojrzenie, żeby go użyli).
- Strój
na brudzenie – koniecznie trzeba przypomnieć rodzicom, że piknik to wjazdy
kolanami w trawę, ocieranie o drzewa, chodzenie na boso (w skarpetkach często
niestety „bo nie lubię dotyku trawy/piasku na stopach” - bo błoto, trawa i
sok porzeczkowy działają jak magnes.
Zabawy i aktywności piknikowe (czyli
niech biegają, ale z sensem)
- Piknikowe
bingo –
dzieci szukają: śmiesznej chmury, biedronki, śladu łapy, nauczycielki z
kawą (to akurat rzadkość w plenerze).
- Wyścigi
– tu nie trzeba nawet kombinować, dzieci kochają
wyścigi.
- Tworzenie
mandali z liści i patyków – brzmi jak joga, wygląda jak zajęcia
artystyczne, a działa kojąco.
- Zgadywanki
przyrodnicze – „Co to
za owad?”, „Dlaczego trawa jest zielona?”, „Czy ta kupka to na pewno
kupka?”.
- Ciche
czytanie w cieniu drzewa – dla dzieci i nauczycielki. Głównie
nauczycielki.
- I
oczywiście ukochane przez dzieci klasyki – piłka nożna, zbijak,
skakanki, guma, państwa - miasta. Tak się składa, że wszystko zmieści się
w torbie nauczycielki.
Gry planszowe i karciane. Kategoria
która zdecydowanie zasługuje na swój oddzielny akapit (przynieś, podziel się,
naucz się, naucz innych) – już wyżej wspomniałam, że dzieci najlepiej uczą
się od innych dzieci. Ale też w domach w większości grają w gry z rodzicami.
Więc możliwość grania ze swoimi rówieśnikami, ha przyjaciółmi, zmienia zupełnie
to doświadczenie (to nie kolejny wieczór z serii – pada deszcz, wybierzcie grę,
tylko prawdziwa spontaniczna rozrywka, mało tego, często z różnymi zasadami tej
samej gry!)
O czym
warto powiedzieć dzieciom, prosząc, żeby przyniosły swoje gry:
·
Musisz znać jej zasady, żeby wytłumaczyć pozostałym.
·
Nie może mieć małych elementów, które ukradnie mrówka.
·
Trawka nie będzie równo trzymała planszy.
·
Interaktywne mogą nie był słyszalne poza domem (albo odlecieć, tak są
takie gry, np. Ufodron, który serdecznie polecam, ale do gry w domu).
Jakie
zatem gry warto zabrać? (te polecam, bo znam z własnego doświadczenia):
·
Dobble (a jak w wersji np. Harry Potter to do razu wiadomo, z kim można
później pogadać o różdżkach).
·
Uno;
·
Wirus;
·
I inne gry karciane;
·
Kalambury;
·
Bierki;
·
Rysostwory (tu będą też potrzebne kartki i coś do rysowania);
·
Memory.
Wszystkie
te gry są niewielkie, zmieszczą się do plecaka, a zgubienie elementu nie
rozkompletuje gry. Dlatego warto uprzedzić dzieci, że elementy mogą się zgubić,
więc powinny przemyśleć swój wybór.
A pani
nauczycielka? Oczywiście też zawsze przygotowana! W torbie talia, a może nawet
dwie, zwykłych kart. Bo nawet jak znajdzie się outlander, który „nie zna, nie
lubi, nie będzie się uczył zasad”, to usiądzie wtedy ze swoją nauczycielką i
zagra z w wojnę w karty! Nie ma gry z łatwiejszymi zasadami (a i matmy trochę
da się przemycić) i pewnie druga talia się przyda, jak reszta część klasy
będzie chciała dołączyć do epickiej batalii o zdobycie najpiękniejszego
kamienia.
Uwaga! Słońce, komary i inne
zagrożenia
Ale piknik to nie tylko zapach kanapek i śmiech
dzieci. To również:
- Słońce – krem co 2 godziny, kapelusz
co 5 minut i cień co chwilę.
- Komary – niech dzieci się nie
perfumują syropem malinowym. Środek przeciw owadom to must-have.
- Alergie – pytaj rodziców, sprawdzaj
skład przekąsek. Piknik bez dramatu = piknik udany.
- Zguby – dzieci gubią czapki, bidony,
godność… Warto podpisać wszystko, łącznie z dzieckiem.
- Wychowawczyni
bez kawy – to
najpoważniejsze zagrożenie. Zabierz termos. I kubek. I delektuj się wśród
śpiewu ptaków i wrzasków dzieci.
Na koniec: Czy warto?
Oczywiście, że tak, tu nie ma innej odpowiedzi. Piknik
to lekcja życia, empatii, samodzielności, a przy okazji doskonała okazja, by
dzieci zobaczyły, że szkoła to nie tylko klasówka i ortografia. A edukacja może
być kolorowa, pachnąca trawą i pełna uśmiechu.
* listę rzeczy do zabrania dla nauczycielki;
* listę rzeczy do zabrania dla dzieci.
Komentarze
Prześlij komentarz