Przejdź do głównej zawartości

Piknik z klasą – ale nie w szpilkach, tylko w sandałach i rozkrzyczaną gromadą.




Są takie momenty w życiu przyszłej nauczycielki, kiedy człowiek snuje wizję idealnej lekcji. Ciepłe słońce, dzieci siedzą grzecznie na kocykach, jedzą zdrowe przekąski, a Ty – cała na biało, z książką o motylach – mówisz coś mądrego o fotosyntezie. I nagle BAM! Wracasz do rzeczywistości: Antek ma truskawki we włosach, Zosia właśnie przytula dżdżownicę, Franek wylał kompot na planszę edukacyjną, a Karolina całuje ropuchę, bo to na pewno książę. Tak właśnie wygląda piknik z klasą. Ale niech Cię to nie zrazi – to jedno z najfajniejszych edukacyjnych doświadczeń, jakie można zorganizować. A jako mama, która sama organizuje takie wyjścia prywatnym dzieciom, oraz mama dzieci jako opiekunka na takich wydarzeniach, mogę już co nieco o tym powiedzieć.

 

Po co w ogóle piknikować z uczniami?

  1. Bo dzieci to dzikie stworzenia – potrzebują powietrza, przestrzeni i okazji, żeby przez chwilę nie siedzieć w ławkach jak sardynki w puszce.
  2. Bo integracja – niewiele rzeczy łączy klasę tak, jak wspólne jedzenie, bieganie za frisbee i paniczne unikanie mrówek.
  3. Bo nauka na świeżym powietrzu działa lepiej – serio! Tlen + słońce + brak dzwonka = cud.
  4. Bo dzieci zapamiętują emocje, nie tabelki – a emocje z pikniku będą bogate i intensywne. Od „ale super!” do „czy ta osa mnie obserwuje?!”.
  5. Bo dzieci uczą się w ruchu – udowodnione już zostało, że system „ławkowy”, czy „tablicowy” jest dużo mniej skuteczny niż choćby nauka w ruchu, w grupach, bo nikt nie wytłumaczy tak dobrze, czemu osa żądli, a pszczoła nie, jak rówieśnik, który już kiedyś tego doświadczył.
  6. Bo nauka przez doświadczenie pozwala naprawdę doświadczyć – przytulić drzewo – o jakie to przyjemne, a przy okazji ręką, policzkiem doświadczę, że buk jest gładziutki, a wierzba przyjemnie podrapie – takiej lekcji nie da się zapomnieć.

 

Piknikowy niezbędnik nauczycielski (czyli co wrzucić do plecaka, bo i tak się przyda)

  • Koc. Najlepiej taki, co nie chłonie wszystkiego jak gąbka (dzieci, w przeciwieństwie do reklam, naprawdę rozlewają wszystko), albo który można wrzucić do prania.
  • Apteczka – z plastrami, środkiem na ukąszenia i poparzenia i tabletką na ból głowy (Twoją, nie dziecka). ;)
  • Chusteczki – mokre, suche, do łez wzruszenia i potu paniki.
  • Worek na śmieci – bo natura naturą, ale po nas niech będzie czysto.
  • Gwizdek – nie, nie żartuję. Działa lepiej niż „Wracamy, kochanieńcy!”.
  • Krem z filtrem. Tak, również dla siebie. Zwęglona przyszła nauczycielka to nie jest ten wizerunek, który chcesz promować.
  • Zapas wody i baton „na czarną godzinę” – bo jeśli ktoś zapomni przekąsek, zgadnij, kto będzie musiał się podzielić.

 

Co dzieci powinny zabrać? (czyli lista pod tytułem: „a ja nie wiedziałem!”)

  • Butelkę wody – nie zielonej, nie różowej, nie z brokatem. Po prostu wodę. Bo soczek skończy się po dwóch minutach.
  • Czapkę – żeby nie smażyli główek jak naleśniki.
  • Kanapki – najlepiej te ulubione, albo jeszcze lepiej składniki na kanapki, żeby uczniowie mogli sami przygotowywać i dzielić się „o fuj, mama mi zapakowała awokado! Kto się wymieni na ogórka?”
  • Owoc – jabłko, winogrona, arbuz truskawki, borówki, banany… no nie, nie ma owoców, które nie zejdą podczas pikniku, jak nie dzieci, to mrówki, albo ptaki będą chętne.
  • Kocyk – niech mają na czym siedzieć, a nie potem na Twojej bluzie.
  • Worek na śmieci i/lub „skarby z natury” – dzieci przynoszą wszystko: od liścia po martwego świerszcza (true story).
  • Krem z filtrem (i błagalne spojrzenie, żeby go użyli).
  • Strój na brudzenie – koniecznie trzeba przypomnieć rodzicom, że piknik to wjazdy kolanami w trawę, ocieranie o drzewa, chodzenie na boso (w skarpetkach często niestety „bo nie lubię dotyku trawy/piasku na stopach” - bo błoto, trawa i sok porzeczkowy działają jak magnes.

 

Zabawy i aktywności piknikowe (czyli niech biegają, ale z sensem)

  1. Piknikowe bingo – dzieci szukają: śmiesznej chmury, biedronki, śladu łapy, nauczycielki z kawą (to akurat rzadkość w plenerze).
  2. Wyścigi – tu nie trzeba nawet kombinować, dzieci kochają wyścigi.
  3. Tworzenie mandali z liści i patyków – brzmi jak joga, wygląda jak zajęcia artystyczne, a działa kojąco.
  4. Zgadywanki przyrodnicze – „Co to za owad?”, „Dlaczego trawa jest zielona?”, „Czy ta kupka to na pewno kupka?”.
  5. Ciche czytanie w cieniu drzewa – dla dzieci i nauczycielki. Głównie nauczycielki.
  6. I oczywiście ukochane przez dzieci klasyki – piłka nożna, zbijak, skakanki, guma, państwa - miasta. Tak się składa, że wszystko zmieści się w torbie nauczycielki.

 

Gry planszowe i karciane. Kategoria która zdecydowanie zasługuje na swój oddzielny akapit (przynieś, podziel się, naucz się, naucz innych) – już wyżej wspomniałam, że dzieci najlepiej uczą się od innych dzieci. Ale też w domach w większości grają w gry z rodzicami. Więc możliwość grania ze swoimi rówieśnikami, ha przyjaciółmi, zmienia zupełnie to doświadczenie (to nie kolejny wieczór z serii – pada deszcz, wybierzcie grę, tylko prawdziwa spontaniczna rozrywka, mało tego, często z różnymi zasadami tej samej gry!)

O czym warto powiedzieć dzieciom, prosząc, żeby przyniosły swoje gry:

·         Musisz znać jej zasady, żeby wytłumaczyć pozostałym.

·         Nie może mieć małych elementów, które ukradnie mrówka.

·         Trawka nie będzie równo trzymała planszy.

·         Interaktywne mogą nie był słyszalne poza domem (albo odlecieć, tak są takie gry, np. Ufodron, który serdecznie polecam, ale do gry w domu).

 

Jakie zatem gry warto zabrać? (te polecam, bo znam z własnego doświadczenia):

·         Dobble (a jak w wersji np. Harry Potter to do razu wiadomo, z kim można później pogadać o różdżkach).

·         Uno;

·         Wirus;

·         I inne gry karciane;

·         Kalambury;

·         Bierki;

·         Rysostwory (tu będą też potrzebne kartki i coś do rysowania);

·         Memory.

Wszystkie te gry są niewielkie, zmieszczą się do plecaka, a zgubienie elementu nie rozkompletuje gry. Dlatego warto uprzedzić dzieci, że elementy mogą się zgubić, więc powinny przemyśleć swój wybór.

A pani nauczycielka? Oczywiście też zawsze przygotowana! W torbie talia, a może nawet dwie, zwykłych kart. Bo nawet jak znajdzie się outlander, który „nie zna, nie lubi, nie będzie się uczył zasad”, to usiądzie wtedy ze swoją nauczycielką i zagra z w wojnę w karty! Nie ma gry z łatwiejszymi zasadami (a i matmy trochę da się przemycić) i pewnie druga talia się przyda, jak reszta część klasy będzie chciała dołączyć do epickiej batalii o zdobycie najpiękniejszego kamienia.

 

 

Uwaga! Słońce, komary i inne zagrożenia

Ale piknik to nie tylko zapach kanapek i śmiech dzieci. To również:

  • Słońce – krem co 2 godziny, kapelusz co 5 minut i cień co chwilę.
  • Komary – niech dzieci się nie perfumują syropem malinowym. Środek przeciw owadom to must-have.
  • Alergie – pytaj rodziców, sprawdzaj skład przekąsek. Piknik bez dramatu = piknik udany.
  • Zguby – dzieci gubią czapki, bidony, godność… Warto podpisać wszystko, łącznie z dzieckiem.
  • Wychowawczyni bez kawy – to najpoważniejsze zagrożenie. Zabierz termos. I kubek. I delektuj się wśród śpiewu ptaków i wrzasków dzieci.

 

Na koniec: Czy warto?

Oczywiście, że tak, tu nie ma innej odpowiedzi. Piknik to lekcja życia, empatii, samodzielności, a przy okazji doskonała okazja, by dzieci zobaczyły, że szkoła to nie tylko klasówka i ortografia. A edukacja może być kolorowa, pachnąca trawą i pełna uśmiechu.

 

Załączam kilka przydatnych plików:

* gotową planszę piknikowego bingo do wydrukowania;


* listę rzeczy do zabrania dla nauczycielki;

* listę rzeczy do zabrania dla dzieci. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Początek

Podobno najtrudniej jest zacząć… No to najgorsza część za mną :)  Skąd pomysł na prowadzenie bloga? Jest to odpowiedź na zaliczenie przedmiotu na studiach. Pisanie jest jedną z moich pasji odkąd pamiętam, jednak regularność nieee, nie jest moją mocną stroną. Dlatego pouczające będzie dla mnie trzymanie dyscypliny cotygodniowego wpisu.  Co znajdzie się na tym blogu? A przynajmniej, co mam w zamyśle, żeby się znalazło. Chciałabym, żeby była to moja wewnętrzna droga do samorozwoju, dlatego zapewne początki będą trudne, toporne... a może wcale nie? Przecież nie raz sama już się zaskoczyłam, a życie zaskakuje niemal codziennie. Brzmi to wszystko może dość patetycznie, ale w rzeczywistości okaże się pewnie zabawnymi perypetiami, albo dziwnymi przemyśleniami. Chciałabym, żeby wewnętrzna droga uzewnętrzniała się w działaniu, w nauce, w rozwoju. Liczę na inspiracje, a może i mi uda się zainspirować...? Przy każdym początku czuć ten cudowny powiew świeżości, który niesie ze sobą nadziej...

TAJEMNICA KACZKI KORTYNKI Z KORTOWA - gra terenowa

Niecodzienne rzeczy dzieją się w Kortowie… a konkretnie zniknęło Złote Piórko Natury! Brzmi poważnie? I słusznie – bo to nie byle co! Bez niego jezioro traci równowagę, a kaczki, ryby i rośliny zaczynają rozważać emigrację. Na szczęście, uczniowie z klasy 3 szkoły podstawowej ruszyli na ratunek. A z nimi – Kaczka Kortynka, duch przyrody i bohaterka w piórka odziana. Tak powstała gra terenowa, która łączy w sobie przygodę, edukację i ruch , czyli wszystko to, co dzieci (i dorośli) kochają najbardziej. Ale uwaga: ta gra to nie dzieło jednej osoby. To efekt wspólnej pracy , czyli tego, co w edukacji i przyrodzie najpiękniejsze. Bo gdy spotykają się różne pomysły, doświadczenia i spojrzenia, powstaje coś znacznie lepszego niż suma części.   🌿 W grupie raźniej… i kreatywniej Ten scenariusz to owoc współpracy trzech cudnych miejsc w internecie: 👉 @liscie.refleksji – jeśli lubicie przyrodę i estetykę w wersji slow, to miejsce Was zaczaruje 👉 @ziarnonauki – tam ...

EJAJ co to będzie?! Czyli moje pierwsze zmagania z AI

Obiecałam sobie, że ten blog będzie rozwojowy, że wewnętrzna droga będzie się uzewnętrzniać. Dziś stanęłam właśnie przed takim zadaniem, a w sumie to sama sobie je postawiłam. Przede mną pierwsze w moim życiu zmagania z tworzeniem przy pomocy sztucznej inteligencji. Ale o jej rezultatach za chwilę. Tak naprawdę, to wcale ich jeszcze nie ma, kiedy to piszę, więc będzie na bieżąco. Dlaczego jest to dla mnie takie trudne? Eh to takie typowe… bo kiedyś były czasy, a teraz czasów nie ma… Mój styl uczenia, możliwości, pomoce, realia, wszystko było inne, było to 3 dekady temu. Dopiero w czwartej klasie podstawówki pojawiły się komputery, jeden na dwie, czy trzy osoby, a w nich oczywiście nie było internetu. Miałam naście lat, kiedy komputer pojawił się w moim domu, pamiętam wręcz bardzo komiczne sytuacje, tzn. komiczne to one się wydają teraz, wtedy były problematyczne, a nie było przecież, gdzie tego sprawdzić... nie było tego jeszcze w internecie, a tym bardziej nie było tego w k...