Nie ma co się czarować – dzieci coraz rzadziej spędzają czas na łonie natury. Zamiast taplać się w błocie nad rzeką, wspinać na drzewa i okładać się pokrzywami w ramach zabawy w Indian z własnoręcznie zrobionymi łukami i proporcami, to dziś lawirują labiryntami w galeriach handlowych, zdobywają levele w Pokemon GO i błyskawicznie płacą blikiem za kolejnego Happy Meala. I choć to nie ich wina, w takich czasach się urodziły – a kochane dzieci radzą sobie najlepiej jak potrafią – to jednak nie mają szansy, żeby z własnej inicjatywy odkryć świat poza ekranem smartfona.
Dlatego właśnie wycieczka do Muzeum Przyrody to nie tylko szkolny obowiązek – to inwestycja w dziecięce WOW.
Na pierwszy rzut oka lokalizacja muzeum nie powala – przemysłowa część miasta raczej nie przywołuje skojarzeń z dziką naturą. Ale wystarczy kilka kroków, by przenieść się w czasie: do pięknego dworku wśród zieleni, drzew i ptasich treli, które mogą działać jak magiczne „wyciszenie” na klasę rozgadanych uczniów. I wtedy zaczyna się magia.
Zanim jednak wejdziemy – obowiązkowe zdjęcie klasowe. Pamiątki trzeba kolekcjonować – to lekcja z kategorii „życie”. Potem przez majestatyczne kolumny i drewniane drzwi – wchodzimy do świata, gdzie niedźwiedź patrzy Ci w oczy z odległości metra (i nie zje Cię, chyba że w wyobraźni).
Ekspozycja rozciąga się na dwóch piętrach i zaczyna się od mocnego uderzenia: dziki, jelenie, łoś (tak, ten legendarny łoś z 300 cm w kłębie), wilki, ryś i miś. Dla niektórych dzieci już samo uświadomienie sobie, że te wszystkie stworzenia mieszkają z nami na jednej szerokości geograficznej, może być małym szokiem. Dla innych – okazją, by przeliczyć wzrost z centymetrów na „czy jestem większy od jelenia?”.
Idąc dalej,
można odkryć zwierzaki, których nie zobaczymy nigdy – no bo kto widział kreta
poza bajką? Albo porównywał swoje ramiona z rozpiętością skrzydeł orła? Każdy
eksponat jest starannie przygotowany, w naturalnej pozie i... naturalnym
rozmiarze. Tak, to są wypchane zwierzęta. I tak, to wymaga rozmowy z dziećmi –
o nauce, ochronie gatunków, a także o różnych granicach wrażliwości. Nie
uciekajmy od pytań, które mogą paść – to część edukacji i wychowania.
Wśród dzieci na pewno znajdą się książkowe mole, między innymi fani Harrego Pottera! I tak! Okazuje się, że na Warmii i Mazurach mieszka nawet Hedwiga! I być może testrale… ale kto wie, to wie…
Wizytę warto połączyć z oprowadzaniem przez przewodnika – samodzielnie dzieci przebiegną muzeum w siedem minut, narzekając, że „nuda” i „gdzie są guziki do klikania?”. Tymczasem przewodnik potrafi oczarować: opowieści o przyrodzie Warmii i Mazur, fakty o zachowaniach zwierząt i legendy w tle – to działa lepiej niż TikTok. Do tego edukacyjne warsztaty w specjalnej sali – bonus w pakiecie.
No i na deser – sklepik z pamiątkami. Miejsce, gdzie każde dziecko nagle odkrywa, że jednak ma pieniądze, i musi koniecznie kupić długopis z niedźwiedziem albo magnes z rysiem.
Czy warto?
Oczywiście, że
tak! Niedźwiedź, lodówka... co? Lodówka?! No właśnie – czy Twoje dziecko wie,
że "lodówka" to nie tylko sprzęt kuchenny, ale i ptak z rodziny
kaczkowatych? Szukajcie jej razem!
Kilka rzeczy, o których warto pomyśleć przed wycieczką:
• Eksponaty to prawdziwe, wypchane zwierzęta – warto dzieci na to przygotować. Rozmowa o naukowej wartości takich zbiorów może pomóc oswoić temat i uchronić przed szokiem.
• Sam budynek muzeum – urokliwy dworek – to doskonała okazja do rozmowy o pięknie architektury, historii i kulturze regionu. Uczmy dzieci dostrzegać wyjątkowość takich miejsc.
• Przekąski i napoje – najlepiej przed wejściem. Zwiedzanie na głodniaka to przepis na marudzenie.
• Dzieci po podróży do Muzeum i siedzeniu „grzecznie” w komunikacji miejskiej, czy autokarze, potrzebują ruchu – jeśli jest chwila przed wejściem, warto pozwolić im rozprostować nogi i pobiegać po terenie otaczającym muzeum.
• Uprzedź rodziców o sklepiku z pamiątkami – nawet kilka złotych może sprawić wielką radość, a innemu brak kilku złotych – przykrość.
• Jeśli nie korzystacie z przewodnika, warto się przygotować – oto kilka pomysłów:
– Karty do gry w muzeum: dzieci szukają eksponatów wg nazw – np. „lodówka” (czyli kaczka), „leśny król”, „szczurza jama”.
– Muzealna
bingo: kto pierwszy znajdzie łoś – zaznacza pole
– Pytania-zagadki:
Co je ryś? Dlaczego dziki mają ryje? Kto potrafi latać w nocy bez dźwięku?
– Zadania
artystyczne po powrocie: rysunek ulubionego zwierzęcia, praca plastyczna z
materiałów recyklingowych, opowiadanie pt. „Mój dzień z niedźwiedziem”, wywiad
z motylkiem cytrynkiem, lub rybą kozą (tak tak!). Takie wywiady dzieci mogą odgrywać jako
dramy: jedno jest dziennikarzem, drugie „gwiazdą”.
Komentarze
Prześlij komentarz